Sztalugi przy kolorowym oknie

mar 16 2023

Są takie chwile, że z nadmiaru obowiązków nie wiem, w co włożyć ręce. Są jednak też takie, gdy znajduję czas dla siebie. Po chwili walki ze sobą, czy wybrać słodkie lenistwo czy może zrobić coś konstruktywnego, zazwyczaj wybieram to drugie. Siadam przy stole, wyjmuję farby i otwieram kolorowe okno. W moim przypadku to nie tyle farby, co pastele.

Gdy padł pomysł napisania o mojej malarskiej pasji – od razu pomyślałam o piosence „Chodź, pomaluj mój świat”. Podczas tworzenia obrazów wszystko przypomina rytuał parzenia herbaty. Każdy gest musi zostać wykonany w odpowiedniej kolejności. Najpierw zapalam lampę, potem sprzątam stół i wyjmuję arkusze papieru. Na koniec wyciągam pudełko z pastelami – to taka szkatułka ze skarbami, które zbierałam całe moje życie. Każdy pastel ma swoje miejsce w osobnej przegródce i swoją nazwę, czasem tajemniczą np. „błękit paryski”, „ochra” albo „cynober”. Wszystkie pudełka mają przygotowany przeze mnie wzornik odcieni. Pastele są kruche i delikatne, można je połamać albo zetrzeć na proch. Każdy kawałeczek jest cenny i po użyciu wraca do pudła na swoje miejsce. Do tego wszystkiego potrzebny jest jeszcze: ołówek, gumka i paczka chusteczek higienicznych do wycierania pasteli w trakcie malowania.   

Zdjęcie nr  6

Proces tworzenia

Rzadko jestem zadowolona z efektów swojej pracy. Czasem nad jednym szczegółem pracuję bardzo długo. Nauczyłam się już, że lepiej nie poprawiać, bo wtedy może wyjść jeszcze gorzej. Zaczęłam też malować kilka obrazów jednocześnie. To oczywiście wyraz mojego niezdecydowania. Często mam masę pomysłów, różne koncepcje tego samego tematu, albo zwyczajnie nie umiem wybrać. Podczas procesu tworzenia potrzebne jest wyciszenie, absolutna precyzja i maksymalne skupienie. Za każdym razem, kiedy maluję odkrywam, że drzemie w nas moc zmiany naszego otoczenia na piękniejsze i lepsze. Za każdym razem jest to dla mnie zdumiewające i satysfakcjonujące.

Bo czyż człowiek nie jest istotą nadzwyczajną, skoro potrafi z niczego stworzyć takie piękno, jak muzyka, czy poezja? Oczywiście nie myślę tutaj o sobie. Świat jest pełen cudownych twórców, czasem są bliżej niż nam się wydaje. Pewien mądry człowiek powiedział mi niedawno: „Ten, którego znamy jako pisarza, był lekarzem, ten którego znamy jako malarza był narkomanem. Nie musisz być malarką, żeby być artystką”. Chciałabym, żeby ktoś patrząc na moje obrazy też tak kiedyś powiedział o mnie. 

Zdjęcie nr  1Zdjęcie nr  3

Kim jestem?

Nazywam się Weronika Kopcińska, jestem absolwentką Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej (UMCS). Egzamin adwokacki złożyłam w Krakowie w 2017 r. Z Kopalnią Wapienia „Czatkowice” jestem związana od października 2021 r., a od września 2022 r. pracuję na stanowisku radcy prawnego. Prywatnie jestem żoną, matką, „góralką świętokrzyską” i mieszkanką gminy Liszki. Kiedyś byłam autostopowiczką, dziś czerpię radość z wiejskiego życia. Jestem miło zaskoczona faktem, że codzienność jest źródłem tylu inspiracji. W wolnych chwilach staram się przelewać myśli na karton i płótno. Kocham konie, książki, muzykę rockową i poezję śpiewaną. Najbardziej jednak kocham ludzi.  

Weronika Kopcińska  

Zdjęcie nr 2 

Zdjęcie nr  4

Czytaj MegaMocne historie o pracownikach TAURONA w każdą środę w Dzienniku Zachodnim, Nowej Trybunie Opolskiej, Gazecie Wrocławskiej, Gazecie Krakowskiej oraz w Tauronecie: E-prenumerata wybranych regionalnych gazet (sharepoint.com).